|
||||||||||||||||||||
Anteny z Psar Bogdan Wszołek W roku 2010 Centrum Usług Satelitarnych TP SAT w Psarach koło Kielc zlikwidowało swoje instrumentarium i właściwie przestało pełnić właściwą sobie funkcję. Nie mnie opisywać czterdziestoletnią historię tego ośrodka. Dość zaznaczyć, że w swoim czasie była to bardzo prestiżowa placówka państwowa, mająca m.in. ogromne znaczenie w zakresie obronności kraju, która w czasach przeobrażeń społecznych, podobnie jak wiele innych strategicznie ważnych instytucji, została sprywatyzowana. Na początku 2010 Centrum zatrudniało kilkadziesiąt osób, w tym najwyższej klasy specjalistów w zakresie budowy oraz użytkowania dużych anten radiowych, jako instrumentów niezawodnego kontaktowania się z aparaturą rozmieszczoną w kosmosie. Z zeznań byłych pracowników oraz z własnego oglądu instrumentarium podczas likwidacji wiem, że anteny do końca były w pełni sprawne i przykładnie zadbane. W kręgach polskich radioastronomów pogłoski o planowanej likwidacji instrumentarium radiowego w Psarach krążyły już od roku 2008. W kwietniu 2010 informacja okazała się prawdziwa i zarazem bardzo późna dla potencjalnych nabywców; czy to ośrodka w całości, czy chociażby poszczególnych anten. Krakowscy radioastronomowie z Uniwersytetu Jagiellońskiego (UJ), głównie Prof. Krzysztof Chyży, podjęli pospieszne starania, zmierzające do uratowania dla nauki części instrumentarium z Psar. Smutna informacja o definitywnej likwidacji Centrum dotarła do mnie w czerwcu. Na początku lipca, na doczepkę do ekspedycji krakowskich radioastronomów, odwiedziłem ośrodek i zdałem sobie sprawę z dramaturgii sytuacji. W przededniu wstąpienia Polski do ESA i przy poważnych problemach finansowych polskich uczelni oraz pozostałych instytucji naukowych, zaistniała realna groźba likwidacji sprawnego ośrodka o wartości, lekko oceniając, rzędu mld złotych, nie bacząc na potencjalną wartość w zakresie obronności kraju. Decyzję o likwidacji zespołu siedmiu super sprawnych radioteleskopów podejmowano w sytuacji, gdy w Polsce poza Psarami funkcjonowały praktycznie tylko dwa radioteleskopy: w Piwnicach k. Torunia 32-metrowy oraz w Krakowie 8-metrowy. Dwie inne, bezużyteczne i przerdzewiałe 15-metrowe anteny, jedna w Krakowie druga w Piwnicach, nie wchodzą tu w rachubę, ponieważ dawno powinny zostać rozebrane dla zachowania zasad bezpieczeństwa. Żadne ministerstwo ani żadna instytucja naukowa, wyjąwszy UJ, nie podjęły nawet najmniejszych prób rozeznania problemu i ewentualnego włączenia się w proces ratowania instrumentarium. Nawet stanowisko astronomów z UJ nie było do końca ustalone. Choć sami angażowali się całymi siłami w ratowanie jednej z anten, to jednak, z zupełnie niezrozumiałych powodów, „pod prąd” stanowisku rektora UJ oraz kilku wpływowych osób z samego Obserwatorium Astronomicznego. Z drugiej strony, co zostało przekonująco przedstawione przez dyrektora firmy rozbiórkowej podczas wspomnianej wizyty na początku lipca, „wszystkie anteny muszą zniknąć z powierzchni w miesiąc czasu, a w miejscach gdzie stały, ma być posiana trawka”. Jedyna możliwość ratowania anten przedstawia się następująco: „klient we własnym zakresie, i w trybie natychmiastowym, rozbiera sobie antenę, płaci za nią firmie rozbiórkowej po cenie złomu i od razu wywozi ją z ośrodka”. Szczęśliwym zbiegiem biurokratycznych okoliczności, ten „czarny” miesiąc, poprzedzony okresem niszczenia dokumentacji i dewastacji elektroniki, rozpoczął się nie na początku sierpnia, jak się spodziewano jeszcze przez cały lipiec, lecz dopiero 11 października 2010. Do tego smutnego dnia zostało ustalone tylko, że 9-metrowa antena, wyprodukowana w 1999 roku w USA przez firmę Scientific Atlanta, zostanie rozebrana przeze mnie w celu ponownego jej zainstalowania w budowanym obserwatorium astronomicznym w Rzepienniku Biskupim. Stanowisko UJ w sprawie ratowania 16-metrowej czaszy i montażu od 12-metrowej anteny było już ustalone na „raczej nie, bo rektor jest przeciwny”. Moje naiwne próby znalezienia klienta na zakup całego ośrodka spełzły na niczym. Nikt też nie podjął się ratowania największej polskiej anteny (32.5-metrowa czasza, masa ok. 300 ton). W mroźny poniedziałkowy poranek równoległe ruszyły dwa procesy: wyspecjalizowana firma, wyposażona w super sprzęt, rozpoczęła rozszarpywanie na kawałki czaszy 32.5-metrowej anteny, a ja z synem przystąpiliśmy do znakowania i rozbiórki anteny 9-metrowej. 44 godziny później, rozebrana antena była już w Rzepienniku Biskupim. Czasza największej anteny zdążyła w tym czasie wypełnić kilka kontenerów ZŁOMREXu. „Agonia” tej anteny miała potrwać ponad miesiąc, a trawkę w miejscu gdzie stała, dało się posiać dopiero wiosną 2011. Do 25 października udało mi się znaleźć dwóch ludzi gotowych wyłożyć gotówkę i uratować dwa 13-metrowe radioteleskopy: Kazimierza Błaszczaka z Wieruszowa oraz Marka Peliana z Częstochowy. W obu przypadkach wynegocjowałem najprzystępniejszą cenę „złomu” oraz pomogłem rozebrać instrumenty zgodnie z arkanami sztuki. Początkiem listopada dwie 13-metrowe anteny zostały wywiezione z Psar. Ilość uratowanych anten wzrosła do trzech. W tym czasie stały jeszcze w Psarach anteny o niepewnej przyszłości; albo weźmie je UJ, albo zostaną pocięte. Przynaglany do podjęcia decyzji UJ uznał, że rezygnuje. Wtedy rozesłałem rozpaczliwego maila do astronomów zrzeszonych w Astronomii Novej oraz innych astronomów z UJ, aby ratować 16-metrową antenę za własne środki i poprosiłem by każdy, kto może zadeklarował jakąś kwotę na wypadek gdyby teleskopu nie pocięto przed zebraniem wymaganej sumy. Wiele osób deklarowało pomoc i odżyła nadzieja na ratunek anteny. Pod impulsem tej desperackiej akcji nastąpiła jednak w UJ spontaniczna interwencja wpływowych osób i rektor ustąpił godząc się na pozyskanie czaszy 16-metrowego radioteleskopu oraz stopy (montażu) 12-metrowej anteny. Na sam koniec zakupiłem prywatnie (na wszelki wypadek) stopę 16-metrowej
anteny i w dniu 22 listopada wywiozłem ją z Psar do Rzepiennika Biskupiego. Tym
sposobem uratowano cztery anteny i dodatkowo jeden montaż. Trzy anteny (32.5, 13
i 12 metrowa) zostały pocięte na złom. Gdyby się nie pospieszono ze złomowaniem
największej anteny, uratowałbym ją z pewnością. Była to kwestia najwyżej trzech
miesięcy dla zorganizowania prywatnych środków finansowych.
Fotografie 1 - 3 przedstawiają anteny z Psar na ich pierwotnych stanowiskach.
Zdjęcie 4 obrazuje proces niszczenia największego polskiego radioteleskopu.
Dalsze dwa zdjęcia przybliżają realia akcji ratowniczej.
Tabela 1. Wykaz anten pochodzących z Psar ze wskazaniem ich właścicieli i umiejscowienia.
Uratowane instrumenty czekają na rewitalizację w nowych miejscach (Tab.1).
Wymagają poważnego zaangażowania intelektualnego, organizacyjnego i finansowego
ze strony nowych właścicieli. Stowarzyszenie Astronomia Nova (www.astronomianova.org)
objęło merytoryczny patronat w zakresie ratowania i ponownego uruchomienia
anten. W połowie roku 2013 dwie anteny (fot. 7-9) już stały w swoich miejscach
przeznaczenia: 9-metrowa (RT-9) w Rzepienniku Biskupim i 13-metrowa (RT-13) w
Częstochowie. Pierwsza ma pełnić rolę instrumentu badawczego w nowo budowanym
obserwatorium astronomicznym im. Królowej Jadwigi. Druga ma służyć nie tylko
celom naukowym, ale także rozrywkowym. Ma współpracować z dyskoteką w taki
sposób, że wychwycone przez nią sygnały radiowe od źródeł astronomicznych będą
wkomponowane w muzykę, przy której tańczą, i której słuchają, obecni na
dyskotece.
RT-13 w Wieruszowie i RT-16 w Krakowie czekają na budowę. Względy pozamerytoryczne odciągają w czasie ich powrót do świetności. Budowa radioteleskopu w Wieruszowie miała się rozpocząć w 2013 roku, ale się opóźnia. Kiedy ruszy budowa w Krakowie, nikt nie jest w stanie przewidzieć. Stowarzyszenie Astronomia Nova widzi możliwość utworzenia polskiego interferometru radiowego w oparciu o odzyskane instrumenty. Idei sprzyja chociażby to, że instrumenty trafiły do miejscowości znacznie od siebie oddalonych i korzystnie ułożonych w przybliżeniu na linii prostej o orientacji południowy wschód – północny zachód. Oddalenie skrajnych anten wynosi około 300 km. Każda z anten najprawdopodobniej zostanie zainstalowana i, w taki czy inny sposób, będzie pełnić rolę pojedynczego instrumentu. Dla idei interferometru istotne jest by już podczas instalacji każdej z anten zabezpieczyć możliwość jej przyszłej pracy w zespole z pozostałymi. Proces tworzenia interferometru radiowego, narzucającym się pół chałupniczym sposobem, dostarczyłby niepowtarzalnych doświadczeń wielu polskim specjalistom. Gotowy instrument, jako jedyny tego rodzaju w Polsce, służyłby znakomicie zarówno samej nauce jak i jej popularyzacji. Każda z anten może też być rozważana w kontekście astronautycznym, jako
istotny element naziemnej stacji obsługi sond kosmicznych. Po wejściu Polski do
ESA, taki sposób wykorzystania anten sam się narzuca. |